Lata szkolne
Przed wojną i w czasie okupacji w Dąbrowie dzieci uczyły się w prywatnych domach. Moje starsze rodzeństwo chodziło ‘na Zgórek’ do mieszkania Kajetana Pawłowskiego. Brat Olgierd często opowiadał mi, 6-letniej dziewczynce, o lekcjach i nauczycielu. Bardzo mnie to ciekawiło.
Po wyzwoleniu 4-klasowa szkoła podstawowa znalazła swoją siedzibę. Był to dwór w Natolinie. Należał do dziedzica Ignacego Fonberga. Budynek był bardzo zniszczony po opuszczeniu go przez rodzinę Fonbergów. Dewastacji dokonali mieszkańcy wsi. Zostały tylko gołe ściany i zwały gruzu.
Wygospodarowano w nim jedną salę. Władze oświatowe urządziły klasę szkolną dla młodszych dzieci. Starsze uczęszczały do szkoły w Łysowie.
Mając 7 lat rozpoczęłam naukę w tej szkole. Nauka odbywała się w klasach łączonych: klasa pierwsza z drugą, trzecia klasa z czwartą.
Wspominam bardzo mile swoją pierwszą nauczycielkę. Była nią pani Józefa Moczulska, która codziennie do chodziła do pracy w szkole ze wsi Kamianki Czabaje.
Po dwóch latach do pracy zatrudniona została pani Stefania Duzdal – moja wychowawczyni w klasie III-ej. Zamieszkałą ona w oficynie dworskiej koło szkoły.
Z tego okresu utkwiło mi w pamięci wydarzenie, które często wspominam. Była lekcja języka polskiego. Pani poleciła wyszukać w czytance wiersz pt. „Wszyscy dla wszystkich”. Do tej pory pamiętam pierwszą zwrotkę tego wiersza. Brzmi ona:
„Murarz domy muruje
Krawiec szyje ubrania
Ale gdzież by je uszył
Gdyby nie miał mieszkania.
A i murarz by przecież do roboty nie ruszył,
Gdyby krawiec mu spodni
I fartucha nie uszył.”
Na
lekcji rozwinęła się ożywiona dyskusja na temat różnych zawodów. Dzieci
doszły do wniosku, że każdy zawód jest ważny i potrzebny w życiu
wszystkich ludzi. Następnie pani zadała pytanie: „A kim każde z was
chciałoby być w przyszłości?” Uczniowie odpowiadali: strażakiem,
stolarzem, kierowcą, lekarzem, krawcową, pielęgniarką, kucharką, itp.
Po długim namyśle zgłosiłam się i ja. Odpowiedziałam: - chciałabym być nauczycielką.
A dlaczego? – zapytała pani.
Odpowiedziałam: - Bo lubię dzieciom stawiać dwójki.
Klasa wybuchła śmiechem, a ja… rozpłakałam się. Chciałam powiedzieć „piątki”, ale z tego wrażenia pomyliłam oceny.
Z tego powodu dokuczano mi dość długo. Przeżyłam to.
Czas płynął. Uczyłam się bardzo dobrze. Ukończyłam z wyróżnieniem klasę siódmą w tej samej szkole. Dostałam się do Liceum Pedagogicznego w Siedlcach i w 1958 r. otrzymałam świadectwo dojrzałości. Spełniło się moje marzenie. Zostałam nauczycielką. Uczyłam dzieci 33 lata w placówkach oświatowych.
wspomina Elżbieta Saczuk z domu Pawłowska