Na roboty do Niemiec - wspomnienie anonimowe

A pamiętasz jak mieli zabrać twoją siostrę na roboty do Niemiec?
Pamiętam!

Siostra była ode mnie 10 lat starsza.  Miała wtedy 17 – 18 lat. Sama młodość. Ale gmina nie znała litości, wyznaczała na przymusowe roboty do Niemiec najlepszych młodzieńców i panny. W domu konsternacja. Rodzice rozpaczali. W końcu uradzili, że zamiast siostry do kozy przy urzędzie gminy pójdzie na razie mama. Tam właśnie – w kozie przy gminie – gromadzili wszystkie osoby przeznaczone do wywiezienia. Były to osoby nie tylko z Przesmyk, ale i z okolicznych wsi. Czternastoletni brat przyszedł ze szkoły. Dowiedziawszy, że mama jest w kozie poszedł ją podmienić, żeby mogła zjeść i odpocząć w domu. Nie zapowiadało się, aby w tym czasie mieli więźniów wywieźć. W „kozie” liczba więźniów musiała się zgadzać. Nie sprawdzali dokładnie czy są to osoby wcześniej wyznaczone do przymusowych robót.

Jak brat „stróżował” w kozie przyjechali Niemcy i wszystkich wywieźli. Brata również.

W domu konsternacja, bo nie tak miało być, bo małoletni, bo jeszcze dziecko… Rada w radę tata został wydelegowany do Warszawy /bo z Warszawy pociągi odjeżdżały do Niemiec/ aby próbować brata wykupić, zamienić… zrobić coś co pozwoliłoby bratu wrócić do domu. Tata znalazł „drogę” do wykupienia syna. Niestety, kwota, którą dysponował była niewystarczająca. Umówił się, że w krótkim czasie zdobędzie więcej pieniędzy i wróci syna wykupić.
W miarę szybko wrócił do Przesmyk. Miał dwa tuczniki, sprzedał je i zaopatrzony w większą gotówkę wrócił do Warszawy. Jakaż była jego rozpacz, kiedy na jego oczach pociąg odjeżdżał w dworca wioząc wszystkich , w tym brata, na przymusowe roboty do Niemiec. Wrócił zrozpaczony.

Od tamtej pory nie mieliśmy z bratem żadnego kontaktu. Nie wiedzieliśmy czy żyje, gdzie przebywa, jak pracuje… Niepewność jest okropna.
Dopiero po zakończeniu wojny brat wrócił do domu i opowiedział swoje koleje losu w Niemczech.  Przeznaczony został do pracy w gospodarstwie rolnym niemieckiego bauera. Jednak nie miał siły tam pracować, dlatego przeniesiono go do pracy w młynie. Nie była ona bardzo ciężka, ale niebezpieczna. I tam właśnie miał wypadek – pas transmisyjny wciągnął go w tryby. Ręka i noga była poważnie uszkodzona. Trafił do szpitala. W szpitalu niespecjalnie troszczyli się o chorych polaków, rękę wyleczono prawidłowo, ale nogę złożyli niedokładnie. Miał ją dużo krótszą. Ale musiał wrócić do pracy.

Po zakończeniu wojny brat wrócił do domu.  Był kaleką. Tata z mamą podjęli wszelkie starania, aby  jego kalectwo zlikwidować. W Łodzi mieliśmy kuzynkę, która była lekarzem. Ona pomogła umieścić brata w dobrym szpitalu w Łodzi, gdzie ponownie połamano mu nogę i odpowiednio złożono. Długo leżał na wyciągu, długo był rehabilitowany, ale efekt był bardzo dobry. Brat miał równe nogi, nie utykał. Było to ważne dla młodego mężczyzny. Podczas kuracji brat poznał dziewczynę, z którą ożenił się. W Łodzi wyedukował się  i pracował. Mieli dwójkę dzieci. Ale stosunkowo krótko trwała idylla. Ciężka praca w niewoli niemieckiej dała o sobie znać ostrym zawałem serca. Mając 42 lata brat zmarł.

Wspomnienia z czasów wojny są na ogół przykre i smutne. Ale utkwiły mi mocno w pamięci. Dobrze, że nasze dzieci nie wiedzą, co to strach przed okupantem.

Wspomnienie anonimowe

Zadzwoń do nas