Szkoła Podstawowa - wysłuchała Anna Krzymowska

Pracę w Szkole Podstawowej w Przesmykach rozpoczęłam we wrześniu  1961r. Wcześniej przez rok pracowała w Szkole Podstawowej w Dąbrowie.
Szkoła Podstawowa w Przesmykach mieściła się w budynku murowanym, piętrowym ogrzewana piecami. Na terenie ówczesnej Gminy istniała jeszcze Szkoła Podstawowa w Raczynach oraz w Tarkowie. Szkoła w Tarkowie nie miała swego budynku i zajęcia odbywały się w izbach u gospodarzy.

Pracowało mi się dobrze. Do pracy przyjmował nie Artur Herbst, kierownik szkoły. Grono nauczycielskie składało się tylko z pięciu osób:
1.    Artur Herbst (kierownik)
2.    Halina Sobkiewicz
3.    Mieczysław Hryciuk
4.    Wiesława Jaskólska (Krzymowska)

Nauczyciel w tym czasie był traktowany z szacunkiem, stwarzało mu to pewną pozycje społeczną mimo bardzo skromnych wynagrodzeń za pracę. Pensum nauczyciela wynosiło 36 godzin tygodniowo, gdzie obecnie wynosi 18 godzin.  W soboty także odbywały się zajęcia.
Z personelu gospodarczego pracowała tylko jedna woźna Pani Sabina Zalewska, która także paliła w piecach. Pracę rozpoczynała o godz. 4 rano jednak jak zaczynały się zajęcia to w klasach było bardzo zimno.
Szkoła była szkołą zbiorczą, uczęszczali do niej uczniowie z pobliskich wiosek. Nie jeździły autobusy, wszyscy przychodzili do szkoły pieszo. Chcąc dojechać z Przesmyk do miasta trzeba było iść pieszo do najbliższej stacji pociągowej w Cierpigorzu lub w Mordach.

Podłogi w szkole były zaciągnięte pyłochłonem (były czarne, wyglądało to okropnie), a udręką były drewniane ubikacje na dworze, gdzie z jednej strony było wejście dla nauczycieli a z drugiej dla uczniów. Nie było elektryczności nie wspominając o bieżącej wodzie. Światło zostało założone w Przesmykach dopiero w  1965r i do dziś mam w pamięci obraz sąsiadek próbujących zdmuchnąć zapaloną żarówkę.

Obok boiska znajdował się ogródek szkolny. Każda klasa miała przydzielony swój zagonek. Dzieci pracowały na swoich działkach od wiosny do jesieni.
Czas poza lekcjami wypełniała praca w różnych organizacjach uczniowskich takich jak PCK, Spółdzielnia Uczniowska, kółka zainteresowań, harcerstwo i zuchy. Przez pewien czas byłam opiekunką PCK. Do moich obowiązków należało m.in. przegląd higieny osobistej i czystości skóry głowy. Nikt nie pytał wtedy o zgodę rodziców ani rodzice nie uważali tego za niewłaściwe.
Szkoła w czasie wolnym od zajęć tętniła życiem. W czasie wakacji organizowane były półkolonie a w ferie zimowe - zimowiska. Nikt nie domagał się wynagrodzenia za nadgodziny.

Dyscyplina w szkole była na pewno trochę lepsza niż dziś. To prawda, że dzieci rozrabiały czasem. Jak to dzieci! Bywały bójki, popalanie papierosów. Ale nie było pyskowania do nauczycieli. Istniał prawdziwy szacunek dla nich.
Zachowuję w pamięci wielu moich uczniów, zwłaszcza tych zdolnych i  tak zwanych  rozrabiaków. Po latach muszę przyznać, że Ci „dokuczliwi” uczniowie zawsze mnie poznają, ukłonią się.
Przez cały okres mojej pracy zawodowej miałam siedmiu kierowników (dyrektorów):
1.    Artur Herbst
2.    Zbigniew Pancerz
3.    Romuald Mikoszewski
4.    Wawryniuk
5.    Marian Kaczyński
6.    Tadeusz Saczuk
7.    Jadwiga Jastrzębska

Czasy były ciężkie, biedne, ale ludzie dla siebie bardzo życzliwi, pomocni i oddani. Zawsze można było liczyć na koleżankę, kolegę, czy sąsiada. W szkole pracowałam aż do lat 90-tych. Teraz tylko obserwuję, jak szkoła się zmienia, pięknieje.

Zmieniła się szkoła  i nauczyciele, ale  zawsze  wspomnienie pracy w szkole budzi we mnie wiele pozytywnych emocji i wzruszeń.

Wspomina Wiesława Krzymowska - emerytowana nauczycielka nauczania początkowego wychowania fizycznego


Zadzwoń do nas